Surfowanie po wulkanie
Od dziś surfing w naszym słowniku nabiera nowego znaczenia!
Jeszcze do niedawna surfing kojarzył nam się tylko z błękitnymi falami, słońcem i złocistym piaskiem, podczas pobytu w Australii, oczywiście musieliśmy spróbować swoich sił na desce. Nie wiele później odkryliśmy surfowanie po piasku, okazało się, że sandboarding też może dostarczyć wiele frajdy. W Nikaragui natomiast surfuje się po wulkanie! Tak, w tym wspaniałym kraju można nie tylko wspiąć się na wulkan ale też z niego zjechać! Volcano boarding to jedna z najsłynniejszych rozrywek w Nikaragui. Nie wiemy czy zdarzył się w historii, taki który był w tym kraju i nie spróbował zjazdu z wulkanu. Każdego ranka, busy pełne żądnych wulkanicznej przygody podróżników podążają w kierunku Cerro Negro. Pojechaliśmy i my!
Cerro Negro to najmłodszy wulkan w tej części Ameryki, położony nie daleko miasta Leon, mierzy sobie 726 metrów, o jego wyglądzie dużo mówi już sama nazwa Cerro Negro = Czarne Wzgórze. Cały pokryty czarnym pyłem i żwirem wulkanicznym, w otoczeniu kraterów w odcienie czerwieni, żółci i pomarańczu oraz soczyście zielonych wzgórz prezentuje się na prawdę godnie, także warto wybrać się nawet dla samych widoków.
Z wulkanu można zjechać na dwa sposoby: na stojąco jak na desce do snowboardu albo na siedząco, trochę tak, jak to się robiło za dawnych dobrych czasów, na sankach w zimie. Różnica jest tylko taka, że zamiast śniegu i piekącego mrozu w policzki, jest upalnie gorąco i zjeżdża się po żwirze, z WULKANU! Sam widok Cerro Negro wywołuj u nas ekscytację, a możliwość przeżycia takiej przygody to nie pojęta radość! Ściana wulkanu z której się zjeżdża, nachylona jest pod kątem 41 stopni, a więc taki zjazd może być na prawdę szybki, rekordzistka( tak, kobieta!!) zjechał z prędkością 86km/h, całe szczęście prędkość można kontrolować za pomocą nóg, więc jeśli ktoś nie jest największym fanem zawrotnej prędkości ( jak to jest w przypadku Eweliny;)) może osiągnąć około 40 km/h. Odrobina adrenaliny i ogrom dobrej zabawy gwarantowany! W pakiecie czaderskie kolorowe kombinezony, okulary i rękawiczki, które nie tylko wyglądają fajnie na zdjęciach ale też chronią przed żwirem. W przypływie adrenaliny i nie kontrolowanej radości, warto pamiętać, że uśmiechanie się czy otwieranie buzi, to nie najlepszy pomysł, no chyba, że lubi się smak pyłu i żwiru między zębami. Cena takiej atrakcji to 30$ więc nie mało, a wręcz sporo jak na nasz budżet ale zdecydowanie warto!:)
Świetna sprawa. ZAzdroszczę biegłego angielskiego.